Forum www.neurwalcz.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Opowieści z Freedom

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.neurwalcz.fora.pl Strona Główna -> Neuro / NEURO edycja III
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kokos
PostWysłany: Wto 17:45, 13 Lip 2010 Powrót do góry


Dołączył: 11 Kwi 2009

Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

Ach Freedom… Osada pełna sprzeczności, Niewyjaśnionych zdarzeń i ciesząca się zainteresowaniem innych mimo tego, że nie ma tu, co oglądać. Od Czasu wybuchu osada powoli zaczęła się zbierać do kupy, Dzięki czemu znów zwiększyło się natężenie ruchu przyjezdnych. Dawno we Freedom nie gościło tak wielu różnych popaprańców i świrów: Jakiś zakon czy insza organizacja lubująca Amerykę ponad wszystko, kaznodzieja ze swą upośledzoną trzódką, dziwne bractwo poszukujące technologii poprzedniej cywilizacji, dziwni myśliwi o śmiesznych imionach oraz masę pojedynczych jednostek. Heh.. Freedom znów na szlaku… Od samego wietrzyliśmy problemy z tą całą technologiczną zgrają zwaną przez nas ‘technologami’. Ich sprzęt i wyposażenie wyraźnie wyprzedzało nasze. Pamiętając okoliczności wybuchu Rada postanowiła obserwować ‘Technologów’.

Wieczór upływał leniwie. Skupiliśmy się na utrzymaniu spokoju, bezpieczeństwa i zażegnaniu kilku kłótni między mieszkańcami. Gdyby nie ta moja piekielnie boląca ręka to sam wieczór mógłbym zaliczyć do udanych…, Lecz niestety łapa nie dawała spokoju, więc musiałem się szprycować lekami i anty-radem by złagodzić nieco ból. Morgan z tego powodu dostawał szału, zaczął opierdzielać mnie o to, że przeżre mu całe zapasy i nie będzie miał, czym handlować. Skurkowaniec postanowił dawkować mi medykamenty, bo się uzależnię. Pieprzona sknera…

Mieliśmy się już kłaść, gdy sędzia zawołał nas, bo ponoć usłyszał jakieś krzyki. Po dłuższej ciszy myślałem, że sędziemu jeszcze dzwoni wybuch w głowie, ale miał racje coś słyszał…
Strzały z broni wysoko kalibrowej i automatycznej przerwały nocną sielankę, głośny warkot i skowyt zbudził, co najbardziej śpiących i najtwardszych bywalców gospody ‘Pod Zdechłym Aligatorem’. We Freedom zawrzało. Nie czekaliśmy długo aż w mieście pojawią się ludzie odpowiedzialni za strzały. Zakon wpadł do miasta z krzykiem. Byli wściekli, twierdzili, że mamy „pierdolonego mutanta w osadzie” i pytali, co zamierzamy. Gdy ochłonęli nieco poprosiłem o opisanie tego stworzenia: „Poruszało się na 4 łapach, dwie z nich miało szpony długie na jebane 40 centymetrów. Twarz, jeśli można to tak nazwać miało jakby coś zeżarło gębę jakiegoś frajera a potem wysrało ją na miejsce. Było i niebyło podobne do człowieka… Kurwa z resztą dostało sporo ołowiu na klatę i dalej szybko spierdalało wiec chyba sami się przekonacie jak to wygląda!” Nie mieliśmy wyboru. Po naradzie stwierdziliśmy, że trzeba się skontaktować z technologami. Maja lepszy sprzęt od naszego, wiec może on da radę poza tym woleliśmy wystawić na śmierć obcych niż naszych mieszkańców.

Opłaceni przez nas myśliwi i najemnicy zaczęli właśnie zbierać się na poszukiwania ‘Technologów’, gdy znikąd wyleciał ten zasrany stwór! Rzucił się na grupę mieszkańców, w której znajdował się sędzia freedom, nastąpił chaos. Niekontrolowane serie z automatów, krzyki i wrzawa wybawiło bractwo z kryjówki, Przybyli do osady. Dogadaliśmy się, Technolodzy wraz z dużą częścią przyjezdnych zabrali się za polowanie. Resztę ludzi zebraliśmy w świątyni w, około której pełniliśmy warty. Godzinę po wyruszeniu ekip łowieckich znów cisze przerwały krzyki. Tym razem było to rozpaczliwe wołanie o pomoc. Wrzask dobiegał z okolic granic osady. Wartownikom udało się znaleźć ciężko rannego wędrowca. Jego brzuch był… zasadniczo to go nie było. Głębokie rany szarpane, ślady pazurów, krew to tylko mógł zrobić ten przeklęty mutek. Ranny został wniesiony do świątyni. Rzuciliśmy go na stół, który załamał się pod jego ciężarem. „Kurwa wiesz ile gambli kosztował ten stół?!” Miejscowi zostawili wykrwawiającego się człowieka i zajęli się naprawą. Gdybyśmy nie ryknęli na nich z sędzią tylko jeden bóg wie czy kiedykolwiek by zwrócili uwagę na coś innego niż ten cholerny kawał drewna, który kiedyś był stołem. Niestety facet wziął i umarł. Wynieśliśmy ciało na zewnątrz i wróciliśmy się naradzić, co robić dalej. Dyskusje przerwały nam kolejne krzyki. Tym razem były to okrzyki zwycięstwa, ubili mutka. A pomogła im w tym ciemność i zwalona sosna…

Radość niestety nie trwała długo. Okazało się, że ciało wędrowca dostało nóżek. Miejski chemik zbadał plamę krwi po wędrowcu i krew mutka. Okazało się, że mutek zaraża. Pełna mutacja postępuje w ciągu 24 godzin. Gdy usłyszał to jeden z technologów zaczął uciekać, oberwał od bestii. Nie uciekł daleko, pojmaliśmy go i poddaliśmy mu niewielki zapas leków, który wystarczył akurat na 1 dawkę. Sędzia poprosił mnie na bok: „Vasily, mamy kolejny problem…” Pokazał mi draśnięte przez potwora ramię. „Ale spokojnie jest szansa. [Szepcze] tu w okolicy podobno jest gdzieś stara zrujnowana baza wojskowa. Tam mogą znajdować się potrzebne medykamenty…”. Wtajemniczyłem w to Morgana, postanowiliśmy wyruszyć z samego rana na poszukiwania. O poranku zbudziliśmy się i pod pretekstem wyprawy po zaopatrzenie wyruszyliśmy na poszukiwania tej przeklętej bazy. Poszukiwania zakończyły się połowicznym sukcesem. Znaleźliśmy bazę, lecz niestety zabrakło nam sprzętu żeby dostać się do środka. Podłamani wróciliśmy do Freedom. Jednak szczęście się do nas uśmiechnęło, pomyślałem, że bóg ma nas w opiece; Na stoisku ucznia Morgana, handlarza Iskierki leżały potrzebne medykamenty. On sam nie wiedział jak wszedł w ich posiadanie. Chemik zabrał się za montowanie kolejnych dawek leku.

Po południu jeden z naszych zwiadowców zlokalizował przemieszczającego się mutka, najprawdopodobniej zmierzał do leża. Wyznaczyliśmy nagrodę za głowę bestii. Wielu najemników wyruszyło w kierunku leża, które mieściło się w zawalonym wojskowym punkcie obserwacyjnym. Na miejscu najemnicy z miasta wdali się w konflikt z technologami. Gdyby nie przyjezdny kaznodzieja doszłoby do strasznego rozlewu krwi. Jednak mimo to sytuacja stała się napięta, bractwo zabrało ciało mutka, które było nam potrzebne do pozyskania antidotum na wszelakie mutacje. W wyniku wielu nieporozumień bractwo porwało Sloana, mutanta, który od lat pomagał Freedom. Przez to zajście wybuchła kłótnia, Rada Freedom dała ultimatum technologom. „Do 2 godzin chcemy widzieć Sloana powrotem w wiosce albo inaczej będziemy rozmawiać…”. Pierwszy raz widziałem sędziego tak złego. Bractwo powiedziało, że przemyśli sprawę i udało się do swojego obozu. Ku naszemu zaskoczeniu po upływie niecałych 30 minut Sloan wrócił do osady w towarzystwie 2 myśliwych. „Nie było prawie nikogo. Tylko jakiś tępawy strażnik, to, co… puknęliśmy ciecia i pobuszowaliśmy trochę”. Po naradzie stwierdziliśmy, że Sloan i myśliwi muszą na jakiś czas zniknąć. „Poczekamy jak sytuacja się rozwinie…” po tych słowach sędziego rozległ się głośny huk. Eksplodowała świątynia i postawiony w jej wnętrzu sklep. W zgliszczach znaleźliśmy jakieś zaawansowane ustrojstwo, które mogło być bombą. „Technolodzy zapłacą nam za to!”. Zginęły na szczęście tylko 2 osoby, mimo to postanowiliśmy się zemścić. Wysłaliśmy ekspedycje kopiącą po medykamenty do starej bazy wojskowej, po czym postanowiliśmy ruszyć na bractwo.

„Ludzie! Nie dopuścimy do kolejnego zniszczenia we Freedom! Czas skopać dupy bractwu! Pokaże to innym, że z Freedom nie można zadzierać!”. Główne siły miasta ruszyły od frontu dla odwrócenia uwagi, a ja wraz z zaufanymi ludźmi (Morgan, BlackJack i medyk) ruszyliśmy od flanki. Udało się nam zdobyć jeden granat ręczny i granatnik M79 z dwoma granatami, co dawało nam, jako takie szanse. Niestety los chciał inaczej. Nie dość, że boczne podejście było obstawione to na miejscu znalazł się jeszcze ten nieszczęsny kaznodzieja, który nie wiedział o zniszczeniu świątyni. „Bracia zaprzestańcie walk! Sloana tu nie ma! Złóżmy broń i rozejdźmy się w pokoju!” Próbował załagodzić sytuacje. Mnie i Morgana zauważyła czujka bractwa. Postanowiliśmy podejść, zostawiając BlackJacka z medykiem. W drodze układałem plan, postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Nie widzieli mojego granatu schowanego pod pazuchą. Wystarczyło podejść do ich szefa i pod groźbą detonacji zmusić go do udania się ze mną do wioski. Bóg jednak chciał inaczej… Na mojej drodze stanął kaznodzieja, znów nawoływał do pokoju. Obstawa technologów kazała nam rzucić broń. A do tego zasranego dowódcy zostało jakieś 15 metrów.. Zacząłem powoli iść w stronę dowódcy kładąc na ziemi broń. Wrzeszczeli na Morgana by rzucił granatnik, ten nie wytrzymał napięcia… Wypalił serię z karabinu po strażnikach i wymierzył z granatnika w szefa, pociągnął za spust. W odpowiedzi usłyszeliśmy „Kurwaaa! Zaciął się!! Agrhhh…[odgłos Seri z ciężkiego karabinu]” . Ruszyłem biegiem. Wartownicy z budynku już mierzyli w moją stronę, postrzeleni strażnicy zaczęli wstawać… „Przeklęty kurwa kewlar!” Krzyknąłem. Do Szefa miałem jakieś 10 metrów. Chwyciłem za zawleczkę, skoczyłem w jego kierunku i wyrwałem ją…

„Słyszeliśmy eksplozje. Zginęło 2 strażników, kaznodzieja, Morgan i Vasily. Dowódcę Technologów drasnęło, zabrakło pieprzonego metra…”

Tak skończyła się historia Vasiliego, człowieka, który stał się mutantem, osoby, która mimo wszystko chciała walczyć ze złem i nienawiścią, duszę, która bez reszty oddała się bogu. Miasto Freedom na Pewno zapamięta jego samego oraz wszystko to, co zrobił dla miasta.

Gdy Castor wróci z podróży zobaczy mogiłę w której spoczywają Oni… Jak historia potoczy się dalej? Diabli to wiedzą…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nastulsen
PostWysłany: Wto 21:59, 11 Sty 2011 Powrót do góry


Dołączył: 06 Lip 2009

Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białogard

William Floyd, Raport z Freedom nr 1.
Nie rozumiem... Czyści.. MY, LUDZIE... Tak, zostaliśmy zdradzeni przez ludzi. Pieprzona Area 51! Nasza wojna przeciw mutkom przerodziła się we wspólną walkę w obronie Freedom. Targają mną dziwne emocje. Poznałem kilka mutantów, choć bliżej im było do człowieka, niż do tego pieprzonego mutka, co zaszlachtował kilku naszych. Podobny mi. Vasili, Sloan i kilku innych. Musiałem z nimi obcować, walczyć ramię w ramię. Czuję, że wpajane mi teorie o czystości rasowej są niepoprawne. Część z osób zmutowanych to zwykli, prości ludzie, którzy mieli tego pecha np. stanąć za blisko dzikiego mutka lub obcowanie z dużą dawką radioaktywności. Mam zamiar wysłać stosowny wniosek do rady. Mam zamiar nie tylko ochraniać ludzi, ale starać się również ich wyleczyć. Zmusza mnie do tego pamięć po poległych towarzyszach, gdyż w teraźniejszych warunkach potrzebujemy każdej pary rąk, każdej lufy, każdego ostrza ku walce z Molochem. Koniec raportu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.neurwalcz.fora.pl Strona Główna -> Neuro / NEURO edycja III Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare